Propagandowa ramota

Jerzy Siewierski, Tam, gdzie diabeł ma młode.

Powieść milicyjna potrafi czasem zaskoczyć. Nie trzeba wcale tęsknić za PRL, by poczuć nić sympatii dla czasów, gdy wszystko było zwyczajnie prostsze. Wbrew pozorom oddane realia, odczytywane oczywiście z dużą dozą krytycznego spojrzenia, mogą stanowić ciekawy materiał. Większości książek kryminalnych z tamtych lat nie da się jednak dziś czytać bez uczucia ogromnego zażenowania, podobnym do tego, jaki odczuwał Stanisław Barańczak już trzy dekady temu. Z dziełem tego typu mamy do czynienia właśnie w przypadku tej konkretnej powieści Jerzego Siewierskiego.

images (1)1947 rok nie przynosi wcale powszechnego pokoju. Zwłaszcza na Ziemiach Zachodnich, wkrótce zresztą przemianowanych na Odzyskane przez komunistyczną propagandę. Szczecin, a przede wszystkim Świnoujście to miasta portowe, miasta do których uciekają ludzie z przeszłością. Jest Świnoujście także miastem przemytników, zarabiających na przerzucie ludzi do Szwecji. Losy byłego partyzanta, który nie chce mieć już nic wspólnego ze swoim dawnym oddziałem splotą się z bandą przemytników, byłym dowódcą UPA i – jakżeżby inaczej – z dzielnymi chłopcami z MO i UB. Finalna rozprawa będzie niezwykle krwawa, ale jej wynik znamy jeszcze przed rozpoczęciem lektury. Wygrać mogli tylko jedni, prawda?

Ten propagandowy schematyzm w powieści Siewierskiego zwyczajnie nudzi do bólu. Ani przez moment nie mamy wątpliwości kto jest dobry a kto zły, nie mamy także nadziei na jakiś nieoczekiwany zwrot akcji. Wszystko przebiega zgodnie z planem, jaki naszkicowano jeszcze w latach socrealizmu. Choć Tam, gdzie diabeł ma młode pochodzi z roku 1981 to jednak nie różni się zasadniczo od tego, co przedstawiano w tzw. produkcyjniakach w czasach stalinizmu. Partyzant to bandyta i element „czarnej reakcji”, przyszłość zaś jest świetlana i należy do zwolenników władzy, której zbrojnym ramieniem jest UB. Każda strona tej w sumie niewielkiej książeczki – 146 stron kieszonkowego wydania – tchnie duchem znanym z propagandy. W rezultacie sprawia, że całość fabuły przestaje być istotna. Nie jest ważne, kto i dlaczego robi to, co robi, a nawet jak się nazywa. Wiadomo, gdzie leży prawda i kto ma – historyczną, a jakże! – rację. Wszak historia nie może się mylić.

Dziś, w 2013 roku, powieść Siewierskiego jest tylko ramotą, nieudaną już w momencie swojej produkcji. Zachwycić może tylko czytelników szukających nostalgicznych wspomnień lub historyków literatury. Reszta ludzkości na pewno może sobie darować.

Dodaj komentarz